W sobotę po południu dojeżdżamy na miejsce zlotu (Ula, Wiesiek, Arek, Krzysiu i Grzegorz), czekają na nas już Henio i Aśka. Nieco później dociera Darek, który pokonał na rowerze trasę blisko 400 km. Na Zlocie było prawie 600 osób, z których blisko 200 rozbiło namioty (w tym trzy KALINKI) na boisku.
W niedzielę przejeżdżamy kawalkadą ok. pół tysiąca rowerzystów pod Urząd Miasta w Myszkowie, gdzie para przodownickich nowożeńców bierze ślub i udajemy się na uroczyste otwarcie Zlotu. W środę dociera Hawranek i Przemek (niestety po dwóch dniach musieli wrócić do Jasła - powódź). Przez cały czas mieliśmy dobrą pogodę (tylko w środę padało 12 godzin), dzięki czemu przejechaliśmy zaplanowane trasy - krótsze 40-60 km i dłuższe 80-100 km. Każdego dnia mogliśmy podziwiać przepiękne Jurajskie Warownie: Mirów, Bobolice, Morsko, Smoleń, Ogrodzieniec czy Olsztyn. Oprócz tego sporo było przepięknych skałek, warowni rycerskich, dworków i innych atrakcji, jak choćby Częstochowa.
Trasy przebiegały głównie bocznymi drogami asfaltowymi, ale trafiały się też „cudowne skróty” - najbardziej utkwił nam w pamięci czerwony szlak (rów p.poż. przy nim to autostrada). Praktycznie każdego dnia od godz. 9 do 18 byliśmy na trasie. Mogliśmy sobie na to pozwolić, bo na miejscu były wszelkie turystyczne wygody – począwszy od prysznica, a skończywszy na gastronomiczny zapleczu. Wieczorami tradycyjny grill i długie Polaków rozmowy.
Ze Zlotu każdy z nas przywiózł ze sobą do Grudziądza cudowne wspomnienia.
Kto nie był niech żałuje.
-->> Fotki ze zlotu są tu.