W piątek spora grupa (głodna jeżdżenia) wyrusza tradycyjnie do Fojutowa na akwedukty, a stamtąd do Mylofu po pstrągi. Trasę prowadzi Wiechutek. Drugie śniadanie (oczywiście rybne) jest przy zaporze, a obiad w Czersku. Po pokonaniu 120 km docieramy na bazę. Drugą grupę poprowadziła Jolka (najlepsza treserka sokołów w Kalince) do Iwca, gdzie mogliśmy dzięki panu Mariuszowi podziwiać prawdziwe sokoły. Wieczorem robimy grilla z tańcami i francuskim winem (przywiezionym przez Ulę i Wieśka z rowerowej wyprawy). Wieczór był wyczerpujący, więc następny dzień traktujemy ulgowo.

W sobotę rano grupka żądnych adrenaliny jedzie samochodami do Leosi, gdzie Bartek organizuje ostrą jazdę w dół. Pozostali małymi ekipami podążą do Tucholi – stolicy borów. Wieczorem ci co mają siłę grają w piłkę lub odwiedzają Chrobotka.

W niedzielę po pobudce robimy śniadanie i zwijamy noclegowisko. Do domu ruszamy około godz. 11 w kilku grupach.